W poprzedniej części cyklu POZYTYWNE EMOCJE PODCZAS SZKOLEŃ mówiliśmy o tym, jak ważne są emocje uczestników szkolenia, czy prezentacji. Negatywne emocje blokują zaangażowanie oraz obniżają skuteczność, z którą przyswajamy wiedzę i umiejętności. Dlatego zadaniem trenera nie jest tylko przekazać informacje w sposób trafny i klarowny. Aby uznać szkolenie za dobre, nie wystarczy, by uczestnik odpowiedział twierdząco na pytanie „Czy, to co mówiła prowadząca szkolenie, było jasne, klarowne i zrozumiałe?”. Ważne jest także pytanie: „Czy podczas szkolenia doświadczałeś pozytywnych emocji? Czy dobrze się czułeś na szkoleniu? Czy to szkolenie, w twoim odczuciu było mile spędzonym czasem?”.
Cechą dobrych, skutecznych i angażujących trenerów jest troska o atmosferę zajęć. Pozytywna atmosfera jest jak paliwo w baku samochodu albo prąd w akumulatorze, ciężko bez niej poruszać się do przodu (co najwyżej możesz z wysiłkiem przetaczać swój pojazd).
W jaki sposób budować pozytywną atmosferę? Z jakiego źródła czerpać pozytywne emocje? Życie jest przecież takie ciężkie, pełne stresów, napięcia, obaw. Wiele osób przychodzi na szkolenie zdecydowanie bez skowronków nad głową. Skąd tu wziąć pozytywne emocje? W czym te emocje przynieść? Przecież nie będę opowiadać dowcipów ani śpiewać śmiesznych piosenek!
Pierwsza rada jest oczywista, ale być może z tego powodu niedoceniana: przynieś pozytywne emocje w sobie. Wejdź na salę uśmiechnięty, pełny pozytywnej energii, wiary w sens szkolenia oraz pełen szacunku wobec uczestników. Podstawowym źródłem emocji jesteś ty — osoba prowadząca zajęcia. A kluczową rzeczą w tobie jest wewnętrzne, głębokie nastawienie do tego, co robisz, do uczestników oraz do siebie. Żadne techniki, triki ani czary poprawiające nastrój nie zadziałają, jeżeli nie masz w sobie pozytywnego nastawienia. Twoje nastawienie ma wpływ nie tylko na emocje, jakie czujesz podczas szkolenia, ale także na emocje, jakie czują uczestnicy.
Jeżeli gdzieś w środku czujesz, że:
— szkolenie jest nudne, nieciekawe, nie ma sensu, jest stratą czasu i najlepiej by było mieć je za sobą;
— uczestnicy są głąbami, których niczego nie da się nauczyć, albo przemądrzałymi bubkami, którzy zawsze będą się mądrzyć, ale niczego nie zmienią w swoich zachowaniach;
— ty sam nie nadajesz się do roli trenera, nie masz nic ciekawego do powiedzenia, nie poradzisz sobie…
…będziesz wywoływał w swoich słuchaczach negatywne emocje. Efektem tego rodzaju postaw będzie niechęć, agresja, lęk, irytacja, znudzenie — w pierwszym rzędzie będziesz to czuć ty sama, a zaraz potem twoi uczestnicy.
Kłopot z takimi postawami jest taki, że nie zawsze jesteśmy ich świadomi. Czasem na powierzchni człowiek jest zadowolony, pewny siebie, pozytywny, ale gdy podrapać, pod zewnętrzną warstwą ukrywa się coś zupełnie innego.
Zewnętrzne, powierzchowne postawy — wymuszony („profesjonalny”) uśmiech, zapewnienia o szacunku, czy gesty mające sygnalizować pewność siebie — jeżeli nie są spójne z tym, co głęboko, nie mają dużego znaczenia.
Nie wystarczy nałożyć trochę makijażu i udawać osobę pełną pozytywnych emocji. Udawanie jest po pierwsze nieprzekonywujące, a po drugie szkodliwe, dla osoby, która to robi. Jak pokazują badania: „Nieszczera pozytywność stwarza takie samo zagrożenie dla serca jak gniew. Mamy mnóstwo publikacji o tym, że gniew może zabić. Nowe odkrycia pokazują, że zabójcza może być także nieszczera pozytywność” (pisze Barbara Fredrickson, którą cytowaliśmy już w pierwszym odcinku). Potrzebujesz szczerej, nieudawanej (nawet przed samą sobą) pozytywności.
Aby ją w sobie znaleźć, po pierwsze nawiąż kontakt ze swoim wnętrzem — ze swoimi prawdziwymi obawami, celami, oczekiwaniami, chęciami, niechęciami i nastawieniami.
Negatywne emocje i nastawienia są największym problemem wtedy, gdy nie jesteśmy ich świadomi. Wszystko jest niby w porządku, ale gdzieś tam w środku coś się kotłuje i zbiera. Potem wystarczy iskra, by nastąpił niekontrolowany wybuch. Świadomość siebie pozwala tego uniknąć.
Drugim ryzykiem wiążącym się z brakiem świadomości własnych negatywnych nastawień jest projektowanie ich na innych. Mechanizm jest prosty: widzimy w innych, to czego nie chcemy dostrzec w sobie. Inni ludzie mnie wkurzają, bo tak naprawdę wkurzam sam siebie. Widzę, że uczestnicy mną gardzą, bo tak naprawdę gardzę tym, co robię. Wydaje mi się, że nikt nie ma ochoty być na szkoleniu, ale tak naprawdę to ja sam nie mam ochoty na nim być. Gdy dotrzesz do tego, co masz w sobie (czego nie lubisz, nie cenisz, czego się boisz itp.) przestajesz rzutować swoje własne nastawienia na innych.
Warto zatem poświęcić trochę czasu na autorefleksje i zadać sobie kilka pytań: o to, kim jestem jako trener, kim są dla mnie uczestnicy szkoleń i jaki sens mają moje szkolenia.
Gdy sobie uświadomisz swoje nastawienia, możesz także je przepracować i dojść z sobą do porządku. Negatywne postawy często wiążą się z błędnymi założeniami, czy schematami myślenia. Poddając je refleksji, pozbywamy się ich.
Postawa wobec treści szkolenia
Zacznijmy od prostszego rodzaju postawy: tego, co myślisz o szkoleniu.
Jeżeli przed szkoleniem przebiegają ci przez głowę myśli w rodzaju: „O nie, znowu to szkolenie! To jest już nudne, nie mam ochoty na kolejną powtórkę…” nie dziw się, że uczestnicy prawdopodobnie także będą znudzeni. Twój Nastrój przeniesie się również i na nich.
To czuć, czy prowadzący pasjonuje się tematem, czy wzbudza on w nim żywe emocje, czy też temat jest dla niego suchy i nudny.
Co zrobić, gdy masz poczucie, że prowadziłeś szkolenie już tyle razy, że znasz je z każdej strony na wylot? Co zrobić, gdy materiał, jaki masz do zaprezentowania, po prostu nie jest ekscytujący, a twoi słuchacze nie za bardzo się nim pasjonują?
Psycholog i doświadczony wykładowca akademicki Robert Cialdini tak pisze w jednym ze swoich artykułów:
Po kilku latach prowadzenia zajęć ze studentami, zauważyłem, że były takie wykłady, których się bałem, ponieważ słuchacze byli znudzeni materiałem. Były też inne wykłady, które uwielbiałem prowadzić, bo studentom podobała się ich treść. Jestem pewien, że główną rolę odkrywała tutaj samospełniająca się przepowiednia. W niektóre dni spodziewałem się, że będę nieciekawy — i zniechęcony tą perspektywą byłem. W inne spodziewałem się, że będę interesujący — i zachęcony tą perspektywą byłem. Sztuczka, jaką wymyśliłem, polegała na takim przepracowaniu moich wykładów, aby w każdym z nich umieścić coś, co naprawdę miałem chęć zaprezentować, ponieważ studenci to kochali — na przykład humorystyczną anegdotę, przykuwający przykład, czy opis wyjątkowo sprytnego eksperymentu. Kluczem było posiadanie przynajmniej jednego takiego punktu na sesję. Odkryłem, że jestem znacznie lepszym nauczycielem, gdy w każdej sesji mam specjalny powód, dla którego mam ochotę ją przeprowadzić. Wynikająca z tego poprawa nie ograniczała się tylko do tego jednego, oczekiwanego fragmentu sesji. Rozciągała się ona na cały materiał, jaki danego dnia prezentowałem.
Robert Cialdini
Postawa wobec uczestników
W jakim zespole będzie więcej pozytywnych emocji:
(A) Takim, w którym ludzie traktują się jak równorzędni partnerzy, czują względem siebie szacunek, mają respekt wobec swoich możliwości, akceptują różnice, jakie istnieją pomiędzy nimi i są gotowi do niesienia sobie wzajemnej pomocy;
(B) Takim, w którym trwa walka, kto jest ważniejszy, w którym jedna osoba uważa się za mądrzejszą i sprawniejszą od drugiej; w którym nikt nie docenia możliwości drugiej osoby, nie akceptuje jej i nie jest gotowy do wzajemnej pomocy?
Pytanie jest zbyt proste, by na nie odpowiadać. Zespoły składające się z rywalizujących ze sobą, niedoceniających siebie osób, działają gorzej (jeżeli w ogóle wywiązują się ze swoich zadań) niż zespoły, działające na poziomej, partnerskiej płaszczyźnie, w której ludzie lubią się, szanują i pomagają sobie.
Dotyczy to także zespołów ludzkich, których celem jest uczenie się. Ludzie uczą się lepiej w grupach, które wspierają się, a nie walczą, w których uczestnicy szanują się, a nie udowadniają sobie, że są od siebie wyżej.
Jako osoba prowadząca szkolenie nie zawsze jesteś w stanie wpłynąć na to, w jaki sposób uczestnicy będą patrzyli na siebie. Dość często zdarza się, że w grupie szkoleniowej znajdzie się ktoś, kto za wszelką cenę będzie starał się udowodnić, że jest mądrzejszy, lepszy i może więcej. Niektórzy po prostu tak funkcjonują. Masz jednak wpływ na to, czy ty sam nie staniesz się takim człowiekiem.
Osobie prowadzącej szkolenie jest dość łatwo przyjąć perspektywę nauczyciel — uczeń. Ja jestem nauczycielem, czyli tym, który wie więcej, który więcej potrafi, więcej może, który ma ostatnie słowo, który dysponuje karami i nagrodami. Gdy mamy do czynienia z tego rodzaju podejściem, płaszczyzna naszych relacji staje się skośna: ja jestem wyżej niż ty. Taka płaszczyzna może być uzasadniona w szkole (choć i tam można mieć sporo wątpliwości). Zdecydowanie jednak nie jest ona uzasadniona w przypadku szkoleń dla osób dorosłych.
Twoim zadaniem jako trenera nie jest nauczanie dzieci (albo mniej rozgarniętych od ciebie dorosłych). Twoim zadaniem jest wspomagać rozwój takich samych ludzi jak ty. Więcej nawet, twoim zadaniem nie jest przekazywanie wiedzy czy umiejętności, którą posiadasz, ale jedynie stworzenie warunków, w których uczestnicy sami się rozwijają.
Z rozwojem osób dorosłych jest jak z pojeniem konia w znanym angielskim przysłowiu: „Możesz przyprowadzić konia do wody, ale nie możesz sprawić, by pił”. Możesz stworzyć warunki do uczenia się, ale nie możesz sprawić, by ktoś się uczył. To, czy ktoś się uczy, jest kwestią osobistej odpowiedzialności i chęci.
Taka perspektywa jest cenna, po pierwsze dlatego, że tworzy bardziej poziomą, równorzędną płaszczyznę: szkolenie staje się miejscem, w którym uczymy się wszyscy — zarówno uczestnicy, jak i prowadzący. Przecież efektem szkolenia nie są tylko umiejętności i wiedza uczestników — swoją wiedzę i umiejętności pogłębia także osoba prowadząca!
Po drugie, taka postawa osłabia stres przed zajęciami. Gdy czujesz napięcie w rodzaju: „Jak ja sobie poradzę? Czy ktoś mi nie wytknie, że nie jestem aż takim wielkim ekspertem? Co zrobię, gdy uczestnik będzie wiedział lepiej ode mnie?”, powiedz sobie: Spokojnie. Nie jest moim zadaniem bycie wszechwiedzącym nauczycielem. Jestem trenerem, a to znaczy, że nie muszę znać odpowiedzi na wszystkie pytania. Wystarczy, bym stworzył warunki, w których możliwe jest uczenie się — także od innych uczestników i z własnych doświadczeń zdobytych podczas szkolenia. Nie muszę znać odpowiedzi na wszystkie pytania, nie muszę znać wszystkich rozwiązań. W końcu nie jestem wyrocznią. Możemy jednak wspólnie z uczestnikami poszukać odpowiedzi i rozwiązań. Z Delf (w której rezydowała wyrocznia Apollina), przenosimy się do Aten i Sokratesa (który określał swoją rolę, jako akuszer wiedzy, ten, który jedynie pomaga jej się rodzić).
Zastanów się, w jaki sposób podchodzisz do uczestników swoich szkoleń. Pomyśl, ile masz w sobie podejścia skośnego, w którym patrzy się na uczestników z góry (lub z dołu). Czy patrzysz na swoich uczestników jak na partnerów, ludzi, którzy robią ważne rzeczy, którym z chęcią pomożesz i od których z chęcią wiele się nauczysz?
Kilka dodatkowych pytań na temat postawy, jaką masz wobec uczestników twojego szkolenia:
— Czy uważasz się za kogoś mądrzejszego, lepszego, bardziej oświeconego?
— Czy czujesz sympatię i szacunek do uczestników?
— Czy doceniasz to, co robią?
— Czy czujesz empatię wobec problemów i przeszkód, którym na co dzień stawiają czoło?
Jednym z powodów, dla których czasem nie potrafimy popatrzeć na uczestników, jak na partnerów rozwoju jest to, że zbyt mało o nich wiemy.
Najprostszą interwencją, która pozwala podnieść współczynnik pozytywności szkoleń, jest zainwestowanie czasu na to, by spotkać się z kilkoma uczestnikami przed szkoleniem i w miarę dobrze ich poznać, na tyle dobrze by poczuć szacunek, empatię i zrozumienie wobec tego, co robią.
Postawa wobec mnie samego, jako trenera
Często z wielkim wysiłkiem przygotowujemy się do szkoleń, powtarzając treść, drobiazgowo sprawdzając slajdy i materiały szkoleniowe, czy kontrolując wszystkie sprawy organizacyjne. Cenna rzecz, warto jednak raz na kilka, kilkanaście miesięcy zadać sobie pytanie o samego siebie i swoje potrzeby:
— Czy ja w ogóle chcę być trenerem? Czy to jest dla mnie odpowiednia rola? Czy jest w szkoleniach coś, co lubię?
— Z czym generalnie kojarzą mi się szkolenia — raczej ze stresem, napięciem, porażką zmęczeniem, czy raczej z przyjemnością, sukcesem, energią?
— Czy uważam siebie za dobrego trenera? Jeżeli nie do końca, czy wierzę, że mogę takim się stać?
— Czy czuję, że moje szkolenia wnoszą coś istotnego w życie innych ludzi? Czy mam coś ważnego do przekazania innym? Czy w tym, co robię, jest jakieś poczucie misji?
— Czy wierzę w swoje możliwości radzenia sobie z trudnymi sytuacjami i uczestnikami? Czy jest coś, co może się wydarzyć w trakcie szkoleń, co przerasta moje siły, w odniesieniu do czego czuję, że sobie nie poradzę?
Trudno prowadzić szkolenia, jeżeli mam w sobie lękowe nastawienie do nich. Jeżeli gdzieś w środku boję się tego, co się może wydarzyć na sali szkoleniowej; jeżeli nie cierpię szkoleń; jeżeli kojarzą mi się tylko z harówką — po pierwsze będę przemycał do szkoleń negatywne emocje, po drugie szkolenia będą mnie wyczerpywać (a im bardziej będę zmęczony, tym łatwiej będzie o to, by podczas zajęć pojawiła się toksyczna dawka negatywności).
Jeżeli nie czujesz tej roli, jeżeli szkolenia to zdecydowanie opór, lęk, obawy itp. — lepiej dać sobie z nimi spokój, niezależnie od tego, co mówi ci głowa.
Mieliśmy w swojej praktyce trenerów, którzy ciągle twierdzili, że to praca wymarzona dla nich, tyle że gdy wychodzili na środek sali szkoleniowej, głos im drżał, wzrok się plątał, a słowa traciły logiczny związek. Czasem nawet tuż przed szkoleniem zdarzało im się dosłownie zemdleć ze stresu. Najbardziej liczy się to, co mówi ciało i emocje, a nie głowa. Po co się męczyć? Jest wiele innych zajęć, które nie będą cię aż tyle kosztować.
Nie chodzi jednak o to, by być szczęśliwym jak prosię w deszczu i kochać całym sobą każdy aspekt szkolenia.
Barbara Fredricson twierdzi, że negatywne doznania są tak samo potrzebne, jak pozytywne, a zdrowe podejście nie polega na całkowitym pozbyciu się tym pierwszych i zastąpieniu ich uśmiechniętą buźką.
Ważne są jednak proporcje. Najbardziej zdrowa proporcja pozytywności do negatywności to 3:1 — trzy pozytywne doznania na jedno negatywne.
Podobna proporcja jest najzdrowsza, także w odniesieniu do szkoleń. Jeżeli chcesz być dobrym trenerem i naprawdę z powodzeniem wykonywać swoją pracę, możesz nie lubić całkiem sporej porcji tego zajęcia: np. możesz nie cierpieć przygotowywania szkoleń, możesz nie lubić jakiegoś rodzaju ćwiczeń, jakiegoś rodzaju tematów, albo nawet jakiegoś rodzaju grup szkoleniowych. Ok., to normalne, nie chodzi o to, by kochać wszystko. Jeżeli jednak to, co wzbudza twoje negatywne emocje, zdecydowanie przekracza 1/3 — dobrze się zastanów, czy nie warto zająć się czymś innym, w czym proporcja pozytywności do negatywności jest bliższa 3:1.
Warto także zastanowić się skąd się biorą moje negatywne emocje. Z jakimi podstawowymi założeniami się wiążą? Np. czy moje przekonanie, że nie poradzę sobie, gdy uczestnicy zaczną mi zarzucać niewiedzę, nie bierze się np. z błędnego obrazu roli trenera („Trener to ktoś, kto ma wszystko wiedzieć i umieć odpowiedzieć na wszystkie pytania świata”).
Być może przyczyną są zbyt wygórowane oczekiwania: czy naprawdę muszę być doskonały, w tym, co robię, by czuć z tego przyjemność? Co by było, gdybym pozwolił sobie na bycie średnim? Czy nie mógłbym czuć wtedy większej satysfakcji? Czy wciąż nie wpływałbym w cenny sposób na innych?
Jeżeli lubisz prowadzić szkolenia, jeżeli czujesz, że to jest praca dla ciebie, że jest to zajęcie, które ci naprawdę pasuje — ludzie to poczują. Jeżeli boisz się tej pracy, jeżeli uważasz ją za dopust boży, niefortunną konieczność, jeżeli ci ona nudzie — ludzie również to poczują.